Więcej informacji
Świat, w którym żyjemy, ten bliższy i ten dalszy, jest na wyciągnięcie ręki. Zapewniają o tym biura podróży, ich reklamy oraz przewodniki. Pokazują, że ten świat jest piękny, zawsze słoneczny, mieniący się kolorami tęczy, bogaty w piękne rośliny i egzotyczne zwierzęta. Bezpieczny i przyjazny turystom. I na pewno są miejsca, gdzie można tak się czuć.
Ale książka Macieja Wilczka Na chmurze ujrzeć cień wędrowca pokazuje inny świat – taki, którego nie zobaczymy w reklamach i turystycznych przewodnikach. To prawda, autor prowadzi czytelnika po zakątkach egzotycznych i dalekich, ale jednocześnie często nieprzyjaznych człowiekowi, którego otacza niebezpieczna przyroda – trujące rośliny, owady przenoszące choroby, groźne zwierzęta, zagrażają mu żywioły natury, a także inny człowiek. W tej książce rzadko można przeczytać o rajskich plażach, pięknych ulicach czy powszechnie znanych zabytkach, a jakże często o brzydocie niebezpiecznych zaułków w milionowych aglomeracjach, slumsach i ludziach, którzy nie są piękni ani bogaci, żyjących w ubóstwie, z dnia na dzień, bez przyszłości.
Na chmurze ujrzeć cień wędrowca to także książka o współczesności i technice, która krok po kroku pochłania historię miejsc odwiedzanych przez jej narratora, i tak naprawdę być może to jest ostatnia chwila, aby zobaczyć je takimi, jakimi były przez stulecia, a nawet tysiąclecia – Cuzco, klasztory Gruzji, świątynie Angkor Wat, hutongi w starym Pekinie…
Świat z książki Macieja Wilczka byłby światem trudnym do opowiedzenia słowami – z perspektywy i odległości, ale jest o wiele łatwiejszym w opisie, gdy w tym świecie, jak autor, się jest, z ludźmi w nim mieszkającymi, gdy żyje się jak oni, je to samo co oni, podróżuje jak oni, gdy słucha się ich opowieści. Narracja może jest bardziej osobista, ale niczego nie ujmuje z autentyczności. A przenikający opowieść narratora realizm magiczny, w którym czytelnik wyczuwa fascynację autora nie tylko Pod wulkanem Lowry’ego, ale też Cortázarem i Márquezem, tworzy atmosferę niepokoju, ulotności, nadrealności i wszechobecnego odczucia przemijania. Czasu, ludzi, miejsc i kultury.
Jest to też książka bardzo osobista, z retrospektywnym wątkiem losów autora, o którym Henryk Martenka w „Posłowiu” napisał: „Zjawiają się już nieistniejące postacie z dramatycznych wydarzeń z jego życia, ludzie, których kochał, pojawiają się osoby z kart literatury. Banalna historia, która miała być zachęcającą pożywką dla każdego, kto marzy o dalekiej podróży, staje się spektaklem czasu. Panopticum życia. Tu autor udowadnia predyspozycje prozatorskie, zbudowane obecnością w jego genotypie – i wspominanym z naturalną nostalgią – dzieciństwie dziadka pisarza, Henryka Panasa, oraz matki polonistki, Anny, która uchyliła synowi furtę do wszechświata literatury”.
Maciej Wilczek zaprasza w niezwykłą podróż.